Znałem już to odczucie.
Wspomnienie futrzaków
żywcem ze skóry odzieranych
rozdarło i mego spójność ciała.
Teraz szło o człowieka.
Sine oczy, wargi rozgryzione
i ów charczący głos,
co duszę ciału chciał wydrzeć
(zwykle, to ciało się duszy odbiera).
Obraz, co miał być dowodem
powalił mnie z nóg.
Zadziwiające uczucie trwogi…
Patetyzm słów jedynie
pomniejszy realność przeżycia,
zamieni w poetycką inspirację
ową chwilę, co naprawdę odmienia życie.
Leżałem szepcząc w sercu
„Jezu, kocham Cię…”
jak wierny uczeń swych mistrzów,
co uczyli, jak przetrwać
kolejną i kolejną chwilę.
Szumiało głośniej, niż szumi cisza…
Minęło.
ślad w pamięci pozostał.
Na nowo pojąłem sens gorliwej pracy,
wierności w rzeczach małych
i udziału w wojnie,
która odwiecznie się toczy.
Tego wieczoru świadom też byłem mocniej
sensu i mocy
zwykłej
parafialnej
w gronie starszych kobiet
Odkupieńczej Ofiary Jezusa Chrystusa.
Pamięci Anneliese Michel
Warszawa, 13.03.2008.