Uwielbiam Cię Panie w Mojej Małej Magdzie!
Tak małej, że nigdy mi niczego nie przysłoni.
Że mogę ponad Nią świat piękny oglądać
i niebo, i kwiaty i ptaki na płotach.
Tak małej, że mogę na Niej brodę oprzeć
nie z zadartym nosem, lecz w pokornym schyleniu,
zawsze wtedy, gdy w sercu klucz do szczęścia odnajdę,
że nam trzeba jak dzieciom być tak bardzo małymi.
W Jej malutkich rączkach, co mi buty wiążą,
w Jej malutkich oczkach, co mi szczęście wróżą,
w uszkach tak malutkich, że plotek nie mieszczą,
i malutkich ustach, które dobro wieszczą.
Uwielbiam Cię Panie w Mojej Małej Magdzie!
Tak małej, że aż muszę na swych piętach przysiadać,
kiedy z oczu klęczącej wdzięczność pragnę odczytać,
za tę malutką radość, której byłem przyczyną.
Tak malutkiej, że muszę ją na schodkach ustawiać,
kiedy z trudem ogromnym chcę wcelować w dziesiątkę.
I się głowię ogromnie, co mam w kuchni uczynić:
małe schodki dla żony, czy też rowek dla męża.
W Jej malutkich nóżkach, co w krok nadążają,
w malutkich ramionach, co czułość chowają,
w Jej malutkich biodrach, na które tak czekam,
w Jej… tak wielkim sercu!
Dobry mały Boże, mój w Hostii ukryty,
cichutki i pełen malutkiej pokory,
uwielbiam Cię dzisiaj, boś czule usunął
z mych oczu malutkich tak wielgachną belkę.
Najmniejszej Magdzie Świata
Warszawa 8.11.2002.