Umiłował ją.
Ramiona rozpostarł w uścisku najczulszym
i poznać dozwolił smak trwania w jedności.
,,Moja, Moja… święta.”
Opatrywał zranioną, umacniał zalęknioną
i przygarniał, gdy skruszona wracała z oddali.
,,Chodź, Piękna Moja, Gołąbko Moja, chodź!”
Przychodziła spragniona zdrojów wody żywej.
A on siebie jej dawał na ołtarzach miłości
i porywał ku temu, co nigdy nie mija.
Jak Chrystus swój Kościół…
Mojej Narzeczonej
Warszawa, 11.07.2003.