Akt pierwszy
Wierzę całym sercem,
że brzemię Twej miłości nie może być zbyt ciężkie,
a słodycz Twego jarzma z latami nie mija.
Nie odmówisz łaski miłującym czystość
i nie skruszysz skały, gdzie dom swój zbuduję.
Wiem, czas mnie pochyli.
Niczym trawa na wietrze będę się uginał.
Lecz nie wzruszy korzeni
w żyzną glebę wrośniętych,
bo nie może jałowieć Ziemia Obiecana.
Wierzę w Ciebie, Boże Żywy,
w Trójcy Jedyny – Prawdziwy.
Akt drugi
Skąd się to bierze, że chwiejność mnie ogarnia
i w wątpliwość poddaję prawdy oczywiste.
Czyż matka porzuca owoc swego łona,
bym miał wątpić poważnie w stałość Twej miłości?
Jak Chrystus umiłował Swój Kościół.
Jedno ciało – po kres mego życia.
Myślę, mową, uczynkiem i zaniedbaniem
– rozdarte podwoje oddania.
Ach, żałuję za me złości
jedynie dla Twej miłości.
Akt trzeci
Przegrało już wielu.
Odeszli od drogi ciernistej i twardej
myśląc, że gdzie indziej odnajdą spełnienie.
Za kim mam pójść?
Kto mi pokaże, jak przez lata niezmiennie
w drzwi te same z miłością stukać?
Codziennie, co chwila, teraz.
Nie może zdradzić, kto wierzy w człowieka.
Ten też nie może zrezygnować z walki.
A wierzyć to widzieć nie to, co już jest,
lecz wciąż wypatrywać tego, co być może.
Przegrało już wielu.
I mówią, że przegram.
A ja ciągle wierzę, że miłość nie mija.
I ufam wciąż Tobie, bo Ty jesteś wierny
i wszystko mogący i tak miłosierny.
Akt czwarty
Zrozumienia wciąż szukam miłości małżeńskiej
– Trójjedynej Miłości świętego odbicia.
Jak Święty Swój Kościół – Świętą Nierządnicę.
Jak?
Boże, choć Cię nie pojmuję
jednak nad wszystko miłuję.
Mojej Narzeczonej
Lachówka, 21.07.2003.