Świeżością poruszeń
i śpiewem ptaków zimowym
napełniam dłoni złączone palce.
Nie przesypie się jak piasek
miłość w formę o kształcie solidnym wtłoczona.
Jak kamień rzucony w wodę,
co w kręgi fale układa
zostawia po sobie pamięć
tym, co jej wzloty widzieli.
Nie przemija to, co do trwania powołane.
Czymże jest chwila, jeśli nie smakiem wieczności?
Tak więc trwają… z nich zaś największa jest…
Ze wzruszeniem patrzę na moje w Tobie upodobanie.
Mojej Kobiecie
Warszawa, 8.03.2004.