Przy trumnie Matki
Dziękuję, bo Wasza obecność dopełnia opowieść o prawdzie Jej życia. Pokazuje nam i przypomina, że dobro, które w ciągu swego życia czyniła, wykracza daleko poza progi naszego domu.
Dziękuję Wam wszystkim, którzy okazywaliście Jej troskę i pomoc.
I dziękuję Wam, którzy dziś i jutro, będziecie się za Nią modlili…
* * *
Dobro szczególne i jedyne w swoim rodzaju wnosi Matka w życie swoich dzieci, Żona w życie męża, Siostra w życie rodzeństwa, Babcia w życie wnuków… Ten rodzaj dobra jest szczególnie silny i szczególnie delikatny zarazem. Jest też w jakiejś mierze „nieprzekazywalny”, zrozumiały jedynie dla tych, których łączą intymne więzi, którzy wbrew przeciwnościom i własnym ludzkim ograniczeniom przedzierają się ku sobie, by doświadczyć bliskości i szczęścia, jakie tylko głęboka miłość rodzi.
Mówiąc, że nazywałem Mamę „Zuchem” nie przekażę Wam tego, co te słowa wyrażały… I tak jest ze wszystkim, od słoików z jedzeniem zabieranych na studia, po czułe przytulenie i słowa, że „nie chcesz, aby umierała”.
* * *
Choroba mamy trwała około trzech lat. Każdy kolejny etap, coś jej z życia odbierał. W ostatnim dniu, kiedy już bardzo osłabła, pożegnała się z nami, uściskała nas, przeprosiła, podziękowała, powiedziała, że nas kocha… i kilka godzin później, o 21:30, w chwili, gdyśmy z dziećmi modlili się przed snem… odeszła.
* * *
Zadziwiające, że smutek może być miłym uczuciem, że możesz chcieć go szukać, że właśnie w nim doznajesz ulgi, że on przynosi ci radość niczym brat młodszej siostrze kwiaty.
Już wydawało się, że nie potrzebujesz matki, że już jesteś wystarczająco duży, że jesteś dorosły, że sobie sam radzisz i twoje życie nie jest od niej zależne. A potem nie wiedzieć czemu ogarnia cię nagle coś tak dojmującego, że zaczynasz płakać jak dziecko, nie szukając zrozumienia i konkretnego powodu.
Potem na nowo przychodzi spokój i poczucie, że taka jest kolej rzeczy, że życie toczy się dalej, że za chwilę znów będziesz się śmiał i żartował.
* * *
Jeśli Bóg istnieje, jeśli jest dobry, to to, co nas teraz tak zasmuca jest w ostateczności dobrą nowiną – trudną nadal do przyjęcia, nie mniej dobrą.
Mama stoi pewnie teraz w przedsionkach Nieba, skruszona, pokorna i piękna, czekając na ostateczne obmycie i niekończącą się radość w Domu najlepszego Ojca.
Po raz pierwszy od 46 lat widzi Zbyszka, swojego synka, który jak się wtedy zdawało zmarł zbyt wcześnie. Widzi Rodziców, widzi Brata, i widzi Tych wszystkich Świętych, do których jeszcze niedawno tak bardzo modliła się o uzdrowienie.
I widzi też nas, beczących teraz co chwila niczym małe dzieci, gdy im mama na chwilę ginie z oczu. I rozumie, i żali się, i uśmiecha zarazem wiedząc już, a nie tylko wierząc, że śmierć prowadzi do Życia.
* * *
Boże, choć Cię nie pojmuję,
jednak nad wszystko miłuję,
nad wszystko, co jest stworzone,
boś Ty dobro nieskończone…
Amen.
—
Mirosława Laskowska, zmarła 20 października 2018 roku w wieku 68 lat w wyniku powikłań związanych z chorobą nowotworową. Pochowana jest na cmentarzu komunalnym w Ostrołęce, razem ze swoim młodszym bratem, Tadeuszem Mierzejewskim, którego prochy, w ostatnim stadium swojej choroby sprowadziła z USA do Polski.