Seks jest fajny (mam świadomość banalności tego określenia). Jestem przekonany, że seks najfajniejszy jest w małżeństwie (a przynajmniej takim być może, choć bywa, że małżonkowie mają z nim dużo kłopotów).
Jestem przekonany, że rozpoczynanie współżycia przed ślubem utrudnia odkrycie i przeżycie pełni owej frajdy.
Jest tak w szczególności wówczas, gdy owo współżycie realizuje się z osobą inną, niż przyszły małżonek.
Takie współżycie pozostawia w pamięci i sercu człowieka, który go doświadczył trudne do wymazania wspomnienia, którymi nie będzie się mógł podzielić z najbliższą osobą. W takiej sytuacji trudno o prostotę, przejrzystość, o „bycie sobą”, o całkowite przyjęcie (nie może być o nim mowy, skoro nie ma całkowitego oddania, skoro coś jest skrywane).
A te cechy definiują fajny, uszczęśliwiający seks.
Pobież za darmo:
- Pierwszy rozdział mojej książki: Cierpliwości, mój mały!
Seks jest zbyt fajny, by uprawiać go przed ślubem » - e-booka: Ojcostwo – męskość, która zachwyca »
Nie bez znaczenia jest jednak i przedmałżeńskie współżycie z przyszłym małżonkiem. Seks przed ślubem będzie zwykle bardziej romantyczny (tak samo jak bardziej romantycznym jest umawianie się na randki, niż wspólne życie pod jednym dachem). Chciałoby się rzec – za bardzo, nierealnie romantyczny, a to w małżeństwie rodzi potem rozczarowanie zwyczajnością.
Seks przed ślubem łączy się z poczuciem grzechu, zrywaniem zakazanego owocu. Wchodząc w małżeństwo z takim poczuciem można mieć duże kłopoty, by odkryć, że seks jest drogą uświęcania się małżonków.
Seks przed ślubem wreszcie osłabia wzajemne zaufanie (zaufanie buduje jedynie wstrzemięźliwość – zwłaszcza w chwilach szczególnego pragnienia i to tak zarówno przed jak i po ślubie). Gdy zaufanie jest osłabione, rodzi się zazdrość, a zazdrość osłabia uczucie miłości, które jest fundamentem prawdziwie fajnego seksu.
Zapraszam do subskrypcji Newslettera
– Sylwester Laskowski