Będziemy się zastanawiać nad tym, czy warto jest czekać z ze współżyciem seksualnym do ślubu. Zacznę więc od tego, że jestem przekonany o tym, że czekać warto. Sam czekałem i do czekania chcę Cię dziś – jeśli małżeństwo jeszcze przed Tobą – zachęcić. Niech to więc już na początku będzie sprawa jasna: jestem przekonany, że czekać warto.

Jeśli jednak warto, to ze względu na co? W świetle jakich kryteriów czekanie (wstrzemięźliwość) miałyby lepiej wypaść aniżeli podjęcie przed-małżeńskiego (czyli w istocie poza-małżeńskiego) współżycia?

Ikona: Ventzislav Piriankov

Nim wyłonię te, które uważam za szczególnie istotne, wyrażę rzecz oczywistą: O czekaniu jest sens mówić o tyle, o ile jest na co czekać.

Jeśli ślub, jeśli małżeństwo nie jawią się jako droga warta wyboru, jeśli wspólne bycie dwojga ludzi z definicji nie zakłada zwieńczenia w postaci decyzji o małżeństwie, ale decyduje się na życie „na kocią łapę”, czy – jak to się czasem atrakcyjnie określa – życie w „wolnym związku”, wówczas o czekaniu do ślubu nie ma sensu mówić. Nie ma sensu, bo ślub nie jest tu w ogóle zakładany.

Należałoby więc najpierw „wygrać” sam temat małżeństwa. Obronić je i ukazać jego wyższość nad instytucją „wolnego związku”. Pisałem już o tym w artykule „Małżeństwo a wolny związek – co warto wybrać?”.

Nie będę tu tego wywodu powtarzał. Uczynię więc na potrzeby tego tekstu (a bardziej jeszcze – realnego życia) założenie, że dana para zmierza w stronę małżeństwa.

Jeśli nawet teraz, jawi im się to jako perspektywa odległa lub nawet obca, to – póki co – doświadczenie pokazuje, że wcześniej czy później większość par zawiera związki małżeńskie (po drodze nie rzadko wielokrotnie zmieniając jeszcze partnerów).

I ich wszystkich, a więc być może i Ciebie dotyczyć będzie owo pytanie: Czy w perspektywie tego przyszłego małżeństwa, a szerzej jeszcze – tych małżeństw, dobrze jest dzisiaj podejmować (przedmałżeńskie) współżycie?

W dalszej części rozważę jak seks przed ślubem wpływa:

  1. na związek ludzi przed ślubem,
  2. na związek ludzi po ślubie,
  3. na seks po ślubie,
  4. na mnie samego,
  5. na innych ludzi i na moje relacje z nimi,
  6. na decyzję, czy w ogóle zawrzeć związek małżeński.

Będą to oczywiście rozważania teoretyczne. Nie prowadziłem żadnych naukowych badań, które mogłyby potwierdzić lub podważyć słuszność stwierdzeń, które będę wysuwał. Moim obrońcą będzie logika wywodu.

Dla uproszczenia, będę pisał z pozycji mężczyzny. Będę więc używał zwrotów typu „ożenić się”, „znaleźć żonę” bez dopowiadania analogicznej formy żeńskiej „wyjść za mąż”, czy „znaleźć męża”.

Zanim jeszcze zaczniemy zasadnicze rozważania, warto sobie uzmysłowić pewne istotne rozróżnienia.

Wiele wniosków, jakie mogą się nam rodzić będą miały różny ciężar, różne zabarwienie w zależności od tego, czy np. przed ślubem współżyję z kobietą, z którą się potem żenię, czy też z taką, która potem nie zostaje moją żoną; czy współżyję wiele razy, czy np. tylko raz; czy współżyję z tak zwanej „miłości”, czy z jakiś innych powodów, np. dla rozrywki; czy rozpoczynam współżycie na początku, czy po wielu latach wspólnego bycia razem; czy podejmując współżycie z daną osobą miałem w planie małżeństwo z nią, czy od początku wiedziałem, że nic z tego nie będzie.

Te wszystkie wymiary będą jakoś różnicowały naszą ocenę poszczególnych przypadków. Jestem jednak zdania, że zasadnicza odpowiedź na pytanie czy warto czekać jest jednoznaczna: warto. Co więcej nie tylko warto czekać, ale wręcz nie jest dobrze współżyć przed ślubem.

Owo „nie jest dobrze” będzie jednak raz brzmiało jak „bardzo niedobrze”, „źle”, czy nawet „bardzo źle”, a innym razem jako po prostu „ no cóż, szkoda…”, czy „nie warto”.

Jeszcze jedna uwaga. Kiedy wychwala się dziewictwo, łatwo rodzi się negatywne uczucie u tych, którzy dziewiczymi już nie są (a nie żyją jeszcze w małżeństwie). Bardzo łatwo sprawić, by te osoby poczuły się oskarżone, krytykowane, czy postawione w złym świetle.

Rodzi się wówczas naturalna tendencja, by łagodzić ostrość wywodu, by usprawiedliwiać, pocieszać i dawać nadzieję, albo bardziej jeszcze – by powiedzieć, że nic (ukłony dla Roberta Gawlińskiego), albo prawie nic się nie stało, że w braku dziewictwa przed ślubem nie ma żadnego problemu.

Co jednak zrobić, jeśli uważa się, że kłopot jest? Co zrobić, gdy od tego kłopotu chce się uchronić innych? Co zrobić, gdy ma się przekonanie, że Ci, którzy nie widzą w przedmałżeńskim współżyciu kłopotu, naprawdę go nie widzą, a ich subiektywne niewidzenie nie zmienia obiektywności jego istnienia?

Wydaje się, że nie ma innej drogi, jak wykazanie, że kłopot istnieje. Zresztą dopiero tak naprawdę wówczas, gdy się jasno pokaże, że „jest źle”, można zacząć mówić o tym, co można zrobić, aby było dobrze. Mówienie, że nie ma kłopotu, bynajmniej tego kłopotu nie rozwiązuje.

Proszę Cię więc, byś dobrze mnie zrozumiał/a. Liczę się z Twoją aktualną sytuacją. Liczę się z wyborami, których już dokonałeś/aś. Liczę się z tym, że dziś wolałbyś usłyszeć, że nic się nie stało. Albo co najmniej, bym Ci mówił, co robić, by było dobrze.

O tym, jak radzić sobie z taką sytuacją, z sytuacją braku dziewictwa przed ślubem pisał będę przy innej okazji. Dziś chcę pisać przede wszystkim o tym, że jest to sprawa, z którą rzeczywiście „trzeba sobie jakoś radzić” i że najlepiej by było mieć ten problem z głowy, po prostu czekając ze współżyciem seksualnym do ślubu.



 


Pobież za darmo:



 

1. Seks przed ślubem, a relacja (przed ślubem) między ludźmi, którzy współżyją.

Pierwsza zależność: seks przed ślubem a sama relacja między ludźmi, którzy współżyją. I pierwsze spostrzeżenie. Taki seks może być dobry, fajny, może się udawać, ale może się też z jakiś względów nie udawać. Tak to krótko określę: seks OK. i seks nie OK.

Seks OK. to taki, który się udaje; ludzie, którzy współżyją, mają poczucie, że jest dobrze, że ich to jednoczy, zbliża, daje poczucie zaspokojenia potrzeb emocjonalnych, erotycznych, różnych. Po prostu mają poczucie, że to ich buduje.

I druga sytuacja to taka, kiedy to się jednak nie udaje, ten seks przed ślubem z jakiś powodów nie jest dobry. Wtedy oczywiście rodzi się frustracja, jakiś żal do siebie, do drugiej osoby, niezadowolenie, że tak się stało.

W tym drugim przypadku, kiedy seks nie jest OK., dopatrzeć się można również pewnej, jak się zdaje, dobrej strony: jeśli zauważamy przed ślubem, że seks nie jest OK., to znaczy, że się „sprawdziliśmy”; nie udało się, ale całe szczęście, że zrobiliśmy to przed ślubem, bo lepiej, że się rozstaniemy teraz, niż jakby miało się to dokonać po ślubie.

To taka sugestia, że wtedy, kiedy seks przed ślubem nie jest OK., to nieudane współżycie staje się pewną wartością: bośmy się sprawdzili i okazało się, że nie jest nam dobrze i w dobrym momencie się rozstajemy.

I tutaj zadaję pierwszych kilka pytań.

Czy w ogóle jest możliwe, żeby seks przed ślubem był tak do końca OK.? Co to w ogóle znaczy, że seks jest OK.? Albo inaczej: do jakiego stopnia seks przed ślubem może być OK.?

Czy wystarczy Ci twoje subiektywne odczucie, że wszystko idzie dobrze, by to, co robisz było obiektywnie dobre?

Tylko to, co jest obiektywnie dobre może Ci przynieść rzeczywiste dobro. Jeśli wyskoczysz z okna, obiektywne skutki tego faktu mogą się radykalnie różnić od twojego subiektywnego przeczucia i na nie wiele zapewne się zda najżarliwsza wiara w umiejętność latania.

Jeśli prawdą jest, że prawa moralne mają podobną naturę, co prawa fizyki, jeśli okazałoby się, że współżycie przedmałżeńskie, czy pozamałżeńskie (co na jedno wychodzi) nie jest postępowaniem moralnie poprawnym, to jakich skutków powinieneś się spodziewać po choćby najbardziej jednoczącym w twoim odczuciu współżyciu przed ślubem?

Jeśli założymy, że małżeństwo jest pełnym oddaniem się sobie ludzi (wszystko i do końca życia), to czy wtedy, kiedy tego oddania jeszcze nie ma, a seks ma (i może) to oddanie wyrażać, to czy przed ślubem jest wstanie taką funkcję spełnić?

Idźmy dalej. Czy jeśli seks przed ślubem z jakiś powodów nie jest OK., to czy przed ślubem istnieją warunki ku temu, by uczynić go OK.? Czy jest to na tyle dobra sytuacja, by sprawić, że on stanie się dobry?

Czy sytuacja, kiedy do końca jeszcze się nie wybraliśmy i nie potwierdziliśmy sobie: „tak, chcę być z tobą do końca życia” i decydujemy się na współżycie, które się nie udaje – czy ta sytuacja niepewności jest dobrym fundamentem do tego, by ten seks nie OK. przekształcić w seks OK.? Śmiem wątpić.

Czy można oceniać związek przed ślubem z punktu widzenia tylko tego momentu przed ślubem? Inaczej mówiąc: czy czas waszego studiowania, czy to jest dobry czas, czy zły czas, można oceniać tylko i wyłącznie z perspektywy waszego studiowania? Czy może trafniejszą jest ocena wydana po skończonych studiach i w trakcie szukania pracy?

Spotykam czasem ludzi starszych, którzy mówią, że czas studiowania był najpiękniejszym czasem ich życia. Ze smutkiem stwierdzam, że często mówią tak dlatego, ponieważ dzisiaj mają nudne życie. A może gdyby studia przeżyli inaczej, nie wykorzystali wszystkiego – w sensie: nie skonsumowali wszystkiego – co mieli, nie przebimbali tego czasu, tylko solidnie wzięliby się za naukę, może dzisiaj mieliby inne życie…

Podobnie jest ze współżyciem przed ślubem czy z kształtowaniem relacji między chłopakiem a dziewczyną. Czy jeżeli dzisiaj się nam wydaje, że jest właśnie super, czy to znaczy, że jest naprawdę dobrze? Czy to, co dzisiaj tworzysz, faktycznie jest dobrym fundamentem dla tego, co będzie w przyszłości?

Mógłbym dzisiaj przyjechać ze swoją żoną do Wrocławia i wydać wszystkie pieniądze. Mielibyśmy zapewne najpiękniejszy wieczór naszego życia. Czy równie dobrze patrzyłbym na tę decyzję następnego dnia próbując złapać stopa do Warszawy i żebrząc o jakieś drobne na zupę?

Kolejne pytanie. Czy seks przed ślubem nie zdominuje relacji między wami, czy nie stanie się tematem wiodącym, podstawowym, a może jedynym? Twierdzę, że bardzo łatwo przed ślubem seks właśnie takim tematem się staje. Dlaczego?

Naturalną rzeczą przed ślubem jest to, że umawiamy się na przysłowiowe randki. Randki są z reguły romantyczno-podobne. Romantyzm zaś z natury sprzyja temu, by podejmować aktywność seksualną. To jest natura czasu przedślubnego: spotykamy się na randkach.

Po ślubie tak już nie jest, albo nie zawsze tak jest. Po ślubie, nie trzeba umawiać się na randkę by z sobą pobyć, po ślubie po prostu się razem jest. By się umówić na randkę z żoną, trzeba to specjalnie zaplanować w ramach codziennego dnia. A to wcale nie jest takie proste.

Uważam, że seks przed ślubem bardzo łatwo staje się tematem wiodącym. Zadaję więc pytanie: czy to dobrze? Czy seks jest fundamentem, na którym możesz oprzeć swoje życie? Twierdzę, że nie. To jest tak, jak z budową domu (umówmy się, że wiemy jak to jest :)). Fundament nie jest niczym atrakcyjnym, niczym ciekawym, ale bez niego dom się zawali. Piękne kwiatki w domu nie są koniecznie potrzebne. Niewątpliwie jest miło, gdy są, ale i bez nich dom będzie stał.

To seks przyrównałbym raczej do kwiatków niż do fundamentów. Więc pytam: jeśli zaczynasz budować dom, to chodzisz do kwiaciarni, czy do sklepu z materiałami budowlanymi? Czemu poświęcasz czas przed ślubem?

Wspomniałem wcześniej, że jeśli seks nie jest ok. przed ślubem, to może to dobrze, że współżyliśmy, bośmy się sprawdzili i okazało się, że nie pasujemy do siebie i powinniśmy się rozstać. Dobrze, że się okazało to przed ślubem, a nie po ślubie. I tu kolejne pytanie: Czy jest możliwym to, by się ludzie przed ślubem sprawdzili? Czy jest możliwe sprawdzić przysłowiowego „kota” zanim się go weźmie razem z workiem?

Trzeba by tu jeszcze zapytać: a co tak naprawdę jest tu „kotem”: osoba, z którą się mamy żenić, czy seks, który jest jedynie sposobem wyrażania się tej osoby?

Ale powiedzmy, że chcemy sprawdzić, czy do siebie seksualnie pasujemy. Czy taki sprawdzian jest możliwy, a uzyskane wyniki wiarygodne?

Uważam że i tak, i nie.

W jakim sensie tak? W takim, że wcale nie musimy współżyć, by wiele rzeczy przewidzieć. To, czy ktoś jest wrażliwy, czy jest spontaniczny, czy ma poczucie humoru, czy jest troskliwy, ciepły, życzliwy, to widać doskonale poza łóżkiem. To doskonale widać poza łóżkiem. Naprawdę wiele rzeczy można przewidzieć. A co jest trudno sprawdzić?

Wyobraź sobie, że po raz pierwszy współżyjesz. Jesteś oczywiście bez spodni. Czujesz, że się od ciebie wiele wymaga, bo jak się nie uda, jak się nie sprawdzisz, to ci ktoś podziękuje za dalszą współpracę. Więc zaczynasz udawać, odgrywasz rolę jakiegoś namiętnego kochanka, żeby tylko spełnić oczekiwania drugiej osoby. Za wszelką cenę starasz się być „kimś”! I pewnie ci się to uda.

Ale będzie jeden kłopot: to nie będziesz ty. Ty tylko odegrałeś piękną rolę. Ale to nie byłeś ty, nie byłeś sobą. Sprawdzone więc zostały twoje umiejętności aktorskie, ty sam jednak nie zostałeś poznany.

By poznać człowieka, trzeba mu stworzyć warunki, w których będzie miał odwagę być sobą: zwykłym, prostym, normalnym, czasem pomysłowym, a czasem niezaradnym, czasem silnym i dziarskim, a czasem po prostu słabym. Takimi chcemy być przyjęci.

Gdzieś w głębi siebie takimi chcemy być współżyjąc. By takim człowieka poznać, trzeba zrezygnować z postawy sprawdzania, „odrzucić możliwość odrzucenia”, nastawić się na przyjęcie nawet, jeśli się coś nie spodoba.

Wiele rzeczy możemy przewidzieć poza łóżkiem. A nie wierzę w to, że można prawdziwie poznać człowieka współżyjąc z nim z nastawieniem sprawdzania.



 


Pobież za darmo:



 

2. Seks przed ślubem, a związek po ślubie.

Podstawowa rzecz, w którą – moim zdaniem – seks przed ślubem godzi w związek po ślubie, to zaufanie. Jeśli współżyłeś przed ślubem, twoje wzajemne zaufanie z twoją żoną będzie mniejsze. Tak myślę. Na pewno będzie jeszcze mniejsze, jeśli współżyłeś z kobietą, która dziś nie jest twoją żoną.

Czasem można spotkać taki pogląd: „jeśli współżyję przed ślubem z jedną kobietą, a potem się z nią żenię, to przecież ja jej pokazałem, że jestem jej wierny. A jeśli przed ślubem nie współżyłem, to może ona myśleć, że po ślubie mi się zachce w końcu pohulać.” Teoretycznie taka zmiana jest możliwa. W praktyce jednak wydaje mi się, że jest to znacznie mniej prawdopodobne, niż hulanie tego, kto hulał od zawsze.

Na czym buduje się zaufanie mojej żony do mnie? Czy na tym, że ja z nią współżyję? Czy na tym, że ja współżyję tylko z nią? Skąd ona wie, że ja współżyję tylko z nią? Skąd ona to wie? Niby na jakiej podstawie, z faktu współżycia z nią, ma się zbudować zaufanie, że ja z inną nie będę współżył?

Zaufanie w kwestii wierności nie buduje się na podstawie współżycia, ale na podstawie nie-współżycia. Zaufanie mojej żony do mnie nie oznacza „jesteś w stanie współżyć ze mną”, ale „jesteś w stanie nie współżyć”. Jakim cudem na podstawie współżycia miałoby się zrodzić przekonanie o zdolności do nie-współżycia?

Zaufanie mojej żony do mnie buduje się, budowało się na podstawie tego, że ona ode mnie usłyszała „nie”. Nie mówię, że się Magda do mnie dobierała i jej powiedziałem „nie”, tylko mówię, że jasne było to, że ja sobie względem niej mówiłem „nie”.

To jest źródło zaufania. Ona widziała, że w sytuacji, kiedy się bardzo pragnęliśmy byłem w stanie powiedzieć „nie”. To buduje zaufanie, nie buduje go po prostu współżycie.

Twierdzę, że seks przed ślubem narusza to zaufanie. W mniejszym, czy większym stopniu, ale narusza. A zaufanie jest warunkiem koniecznym udanego związku. Im większe zaufanie, tym szczęśliwsze małżeństwo.

Kolejne pytanie. Czego, oprócz seksu, nauczyłem się z życia przed ślubem? Jeśli w ogóle nauczyłem się seksu. Ale o tym za chwilę. Jeżeli swoje życie przed ślubem spędzasz zasadniczo na tym, że bawicie się w erotykę, to czego, oprócz tego, się nauczyłeś? Czy umiesz budować fundamenty?

Pytajcie jakiegokolwiek małżonka, który czuje się szczęśliwy, bo ja jestem mężem od półtora roku, to może nie jestem wiarygodny… Ale pytajcie jakiegokolwiek małżonka, który żyje dłużej w związku – seks nie jest tematem numer jeden w małżeństwie! Nie jest. Jest świetny, ale nie jest tematem numer jeden. Jest mnóstwo innych świetnych sfer życia. Jeśli one nie będą działały, to i seks nie będzie działał.

Nie jest tak, że dobry seks jest fundamentem dobrego małżeństwa. To dobre małżeństwo jest fundamentem dobrego seksu.

Jeśli przed ślubem współżyłeś z inną kobietą, a nie ze swoją żoną, to będzie jeszcze trudniej. Nieustannie w życiu, głównie twej żony, będzie obecny taki ciężar: on współżył z inną; gorzej: on współżył z nią! Bo może się dowie z którą?

A może powinna się dowiedzieć?

A jeśli ma się nie dowiedzieć, to tworzysz w swoim życiu tematy, obszary, czas niedostępny dla twojej żony. Więcej – w różnych momentach będziesz musiał ją oszukiwać, próbując zatuszować pewne fakty z twojej przeszłości.

Współżycie nigdy nie jest jakimś aktem oderwanym od całości życia. Zanim ktoś się decyduje z kimś współżyć, z reguły jest jakaś historia, która do tego doprowadza. Z kimś się znasz, z kimś gdzieś wyjeżdżasz, kogoś poznajesz, ten ktoś poznaje ciebie z kimś jeszcze. I jakoś to się kończy z kimś współżyciem. Jeśli będziesz chciał ukryć to współżycie, będziesz się bał odkrywania tych wszystkich więzi, które do tego prowadziły.

Może się okazać, że ogromny obszar twojej przeszłości będziesz chciał ukrywać przed najbliższą tobie osobą. A jeśli nie będziesz ukrywał, to ją to zaboli. Być może nawet bardzo…



 


Pobież za darmo:



 

3. Seks przed ślubem, a seks po ślubie.

Myślę, że nie musi być regułą, że jeśli przed ślubem seks nie był OK., to po ślubie też nie będzie OK. Albo że jeśli przed ślubem był OK., to po ślubie też będzie OK.

Znam osobiście parę, oni mówią o tym na świadectwach w różnych miejscach, że rozpoczęli współżycie przed ślubem i było im cudownie. A potem mieli ogromne problemy seksualne. Nie wiadomo dlaczego. Ja jednak myślę, że można się domyślić dlaczego.

Podstawowa różnica między seksem przed ślubem a seksem po ślubie jest taka, że przed ślubem on się może wydawać bardziej romantyczny. Jeśli tak jest, to po ślubie się rozczarujesz. Nagle seks staje się mniej romantyczny.

W czym tkwi problem?

Być może częściowo w tym, że w małżeństwie już się tak bardzo nie staramy; że już nam tak nie zależy i w związku z tym nie jest już tak romantycznie. Ale problem tkwi również w tym, że za bardzo szukamy tej romantyczności.

Kogo szukasz, o co ci chodzi, jeśli szukasz romantyczności? Jakiego dobra szukasz? Jednego podstawowego – swojej własnej przyjemności. Bo to daje ci romantyczność. Tobie!

Przesadne szukanie romantyczności prowadzi do tego, że wytwarzasz w swojej głowie nigdy niespełnialne marzenia, a potem nieustannie się zawodzisz. Jesteś wiecznie niespełniony czy niespełniona. Podczas gdy mógłbyś być normalnym, zdrowym facetem, albo zdrową babką, i cieszyć się życiem. Seksem również.

Zwykłe, normalne życie, jędrne, po prostu udane.

Mam bardzo fajną żonę. Naprawdę. Po prostu fajny człowiek.

Idźmy dalej.

Mówi się czasem, że ci, którzy wielokrotnie, z różnymi osobami współżyli przed ślubem, mają liczne doświadczenia. W związku z tym są po prostu lepsi w seksie. To takie oczywiste. Jak się dużo ćwiczy, jest się fachowcem; jak często ćwiczę na gitarze, to po prostu dobrze gram.

Doświadczenia erotyczne z przed ślubu byłyby więc cenne, bo ten, kto współżyje staje się specem. Z drugiej jednak strony twierdzę, że takie seksualne doświadczenia pozamałżeńskie to ogromny balast. Dlaczego? Pokażcie mi choć jednego człowieka, który cieszyłby się z tego, że ma osobę doświadczoną we współżyciu!

Czy ktoś z was szuka takiej osoby, która jest tak bardzo doświadczona? Jeśli tak, to czemu żaden z facetów nie ogląda się za prostytutkami? Dlaczego nie weźmie którejś z nich za żonę? Bardziej doświadczonej kobiety nie spotkasz.

Jeżeli tak bardzo zależy nam na doświadczeniu, dlaczego po ślubie nie oddajemy się do dalszego ćwiczenia i nabywania nowych umiejętności? Kto tak by zrobił? Pokażcie mi optymalną skalę doświadczenia: raz, dwa, trzy, pięć, dziesięć, ile?

Zero…

Zero. To jest optymalna skala doświadczenia.

Żadnych innych kontaktów erotycznych. Tylko z żoną i tylko po ślubie.

Moja definicja dobrego seksu: mogę być sobą i moja żona mnie takim przyjmuje. Mogę być po prostu sobą, zwykłym Sylwkiem, i ona mnie przyjmuje. Prostym, bez udawania, bez grania, bez stroszenia się, zwyczajnym, takim, jakim jestem. I ona mnie przyjmuje.
Udany seks to również możność dzielenia się wszystkim, mówienia, jak się przeżywa, czego pragnie, co lubi, a czego nie bardzo. Normalnie, bycie takim zwykłym, przejrzystym, otwartym.

Jeśli się współżyło z kimś innym, to w czym tkwi problem? Problem tkwi w tym, że to się przypomina. To się po prostu przypomina.

„O czym myślisz kochany, gdy ze mną współżyjesz?” A ty właśnie myślałeś o innej dziewczynie. Bo przypomniało ci się, że jej piersi ci się bardziej podobały. To nie będzie tylko ciężar dla tej twojej żony, bo ją z inna kobietą porównujesz, to będzie ogromny ciężar dla ciebie! Bo wiesz, że nie możesz się z nią tym podzielić. Więc będzie tobie towarzyszył taki nieustanny smutek związany ze współżyciem.

Dla mnie jest tylko jedno rozwiązanie: trzeba o tym mówić. Ale jest to koszt. Można go uniknąć, jeśli wcześniej się nie współżyje.

Doświadczenie – z jednej strony może być bogactwem, a z drugiej… ogromnym ciężarem. Na tym tle dziewictwo jawi się jako piękny dar. Piękny dar!

Nie znam faceta, który by nie chciał mieć żony dziewicy. Nie znam kobiety, która by nie chciała być dla swojego męża pierwsza. No, chyba, że nie rozumieją, czym jest małżeństwo.

I kolejny kłopot z seksem po ślubie, który się wiąże z seksem przed ślubem: seks przed ślubem jest postrzegany jako sprawa grzeszna. Kościół mówi jasno: nie wolno współżyć przed ślubem, to jest grzech. Mniejsza o to, na ile jasno do nas dociera tłumaczenie, dlaczego miałby to być grzech. Ale nosimy w sobie przekonanie, że coś jest nie tak, jak być powinno.

Czasem nawet – mimo że nie słyszymy, co Kościół mówi – sami z siebie możemy odczuwać: coś jest nie tak. Seks jakoś nie za bardzo jest święty.

Być może największy kłopot, jaki zrodzić się może w kontekście współżycia przedmałżeńskiego, to postrzeganie seksu jako czegoś nieczystego, jako czegoś brudnego, grzesznego, czegoś, co trzeba trzymać z dala od świętości. Podczas gdy seks tak naprawdę jest zaproszeniem do świętości! Seks – drogą uświęcania małżonków!

Jeśli się wytworzy w sobie poczucie, że seks jest czymś niedobrym, grzesznym, można potem mieć kłopot z odnalezieniem jego pozytywnej roli, jako czegoś pięknego, dobrego, jako drogi uświęcania małżonków.



 


Pobież za darmo:



 

4. Seks przed ślubem, a ja sam.

Bez wątpienia współżycie przed ślubem daje mi w tym czasie zaspokojenie. Nie muszę się specjalnie ze sobą zmagać, robię sobie „dobrze”. Jakkolwiek by to nie tłumaczyć: bardziej wzniośle, mniej wzniośle, czy to tak najbardziej płasko czy w sposób uduchowiony (choć najczęściej w stylu „kochamy się i to jest naprawdę z miłości”), jakkolwiek by to nie tłumaczyć, to ostatecznie po prostu robię sobie „dobrze”. I tu dobro się chyba kończy…

Czy w wyniku seksu przed ślubem żenisz się z tym, z kim chcesz? Czy seks przed ślubem pomógł ci wybrać żonę? Widzimy, jak dużo par „wpada”. Jeśli „wpadłeś” to wybrałeś, czy wylosowałeś?

Ale nawet jeśli dziecko się nie pocznie, to gdy zabrniesz tak daleko, może ci być trudno się wycofać.

By podjąć aktywność seksualną, trzeba złożyć pewną obietnicę. Zwykle ta obietnica brzmi: „kocham cię” lub „pewnie, że jesteś dla mnie ważna”. To poważna obietnica.

Wyznanie miłości to najpoważniejsza obietnica, jaką człowiek może złożyć. Z takiej obietnicy nie można się z zachowaniem twarzy wycofać. I załóżmy, że złożyłeś taką obietnicę, a ona w jej imię ci się oddała. A po pewnym czasie rozeznajesz, że nie chcesz, by była twoją żoną. Co wówczas zrobisz?

Masz alternatywę: żenić się z kimś, z kim nie chcesz, albo stać się świnią w oczach kobiety, która widziała cię nagiego…

Czy seks przed ślubem pozwala ci dobrze wybrać żonę, dobrze wybrać męża?

Idźmy dalej.

Czy, podejmując aktywność seksualną, uczysz się panowania nad sobą? Czekanie, twierdzę, sprzyja temu, by się uczyć panowania nad sobą. Nie stanę się darem dla drugiego człowieka, jeśli nad sobą nie panuję. By trwać w postawie dla, muszę nieustannie sobą zarządzać. Nie coś we mnie mną, ale ja sobą.

Jeśli moje ciało, moje emocje mną rządzą, nie uczynię z siebie daru, bo one za chwilę będą chciały iść gdzie indziej, bo mi się inna spodoba bardziej. Czekanie uczy nas tego panowania.

Czy masz pewność, że będziesz zdrowy? ABC zapobiegania. Dzisiaj dwukrotnie widziałem taki billboard. ABC zapobiegania: Abstynencja, Antykoncepcja (baju, baju) i Wierność! Mowa o AIDS.

Czy masz pewność, że w wyniku aktywności seksualnej przed ślubem będziesz zdrowy? AIDS nie jest jedyną chorobą przenoszoną drogą płciową. I nie jest wcale zastrzeżona dla narkomanów, prostytutek, alkoholików czy niesfornych turystów w egzotycznych krajach. Czy podejmując aktywność seksualną przed ślubem masz pewność, że będziesz zdrowy?


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


5. Seks przed ślubem, a inni ludzie.

Twoja żona, twoje dzieci, twoi kumple, inne kobiety, ich mężowie…

Jeżeli współżyję z jakąś kobietą i potem się żenię, załóżmy, z inną, to moja żona mi nie ufa (albo ufa mniej). Ma mi za złe to, że współżyłem z inną. Słusznie ma mi za złe. Mogę zapomnieć, że z tą kobietą sprzed ślubu stworzę jeszcze relację przyjacielską. Żona na to nigdy się nie zgodzi.

A zauważcie, z kim się współżyje: z tym, kto nam się najbardziej podoba. Właśnie z tą kobietą, która ci się najbardziej podobała, nie będziesz mógł stworzyć relacji przyjacielskiej. Żona na to się nigdy nie zgodzi.

I ja ją rozumiem.

Co powiesz swoim dzieciom, kiedy cię zapytają o to, jak żyłeś w przeszłości? Czy będą postrzegały cię jako kogoś, kogo można naśladować? Czy może będą widziały w tobie ojca, który sam pali, a mówi: „synu, nie pal”?

Czy twoja córka, twój syn powie: „chciałbym być taki jak ty”, a ty spokojnie odpowiesz: „to bardzo dobrze”?

Czy twoi kumple, jeśli lekko żyjesz, będą ufali ci, kiedy będziesz się zbliżał do ich żon? Czy inne kobiety pozwolą ci się do siebie zbliżyć?

Czy nie będziesz miał garści facetów, którzy będą mieli ochotę cię zabić?


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


6. Seks przed ślubem, a decyzja o małżeństwie

Już stawiałem to pytanie: czy seks przed ślubem pozwala ci dobrze rozeznać, zakładając, że ciągle jesteś w oczekiwaniu na ślub. Czy seks przed ślubem pozwoli ci dobrze rozeznać? A jeśli nawet dobrze rozeznasz, to czy seks przed ślubem daje ci motywację do tego, by podjąć decyzję o ożenieniu się?

Decyzja o zawarciu małżeństwa nie jest prosta. Nie jest prosta zwłaszcza dla nas, mężczyzn. Myślę, że kobiecie łatwiej podjąć decyzję o ślubie. Mężczyźnie trudniej. Nawet kiedyś dostałem mailem takie porównanie: kobieta martwi się o swoją przyszłość do ślubu, a mężczyzna martwi się o swoją przyszłość od ślubu. Coś w tym jest.

Czy fakt, że rozpoczynasz współżycie przed ślubem, inspiruje cię do tego, by zaryzykować? Przecież wszystko już masz? Po co ci te zmartwienia?

Po co więc jeszcze jakieś formalności i wiązanie się w coś, z czego wyplątać się praktycznie nie można? I wiecznie żyjesz na kocią łapę.

Czy taki związek na kocią łapę daje ci gwarancję przetrwania? Żaden nie daje gwarancji. Ale czy daje ci większą szansę niż wtedy, kiedy byś się ożenił?

Wiecznie pływasz przy brzegu, bojąc się wypłynąć na pełne morze.

I stawiasz obok siebie video, które ci pokazuje, jak piękne widoki można widzieć wtedy, gdy popłynie się dalej. Życie na pół-gwizdka. Szmaciarnia…

Tu też tkwi paradoksalne niebezpieczeństwo dla dziewczyny: Oddając się chłopakowi dziewczyna ma nadzieję, że go w ten sposób zatrzyma i zachęci do małżeństwa. Paradoks polega na tym, że on ma już na to mniejszą ochotę.

I jeszcze jedno pytanie. Jeśli miałbyś się nigdy nie ożenić, to czy życie bez seksu jest życiem przegranym? To jedno z bardziej ulubionych przez ludzi słów: wszystko. Wszystkiego doświadczyć…

To niemożliwe.

To niemożliwe. Nie tylko dlatego, że jest tego za dużo i nie wystarczy nam czasu na to, żeby wszystkiego doświadczyć. Ale dlatego, że pewne rzeczy się wykluczają. Nie mogę jednocześnie przed ślubem nie czekać i czekać. Muszę wybrać. Bo nie ma szans wszystkiego doświadczyć.

Jest inne równie ładne słowo jak ‘wszystko’ – to słowo 'nigdy’.

Nigdy.

Nigdy nie byłem pijany.

Nie żartuję.

Nigdy nie byłem pijany.

– Sylwester Laskowski



 


Pobież za darmo: