Znasz pewnie te hasła:

„Nie mam zamiaru kupować kota w worku!”

„Nierozsądnie jest wstępować w związek małżeński, jeśli się najpierw nie sprawdzi, czy się do siebie seksualnie pasuje!”

„Ileż to małżeństw rozpada się z powodu niedopasowania seksualnego!”.

No, no! Sytuacja zaczyna się robić podbramkowa. Argumenty przeciwko czekaniu są już coraz mocniejsze, a zwolennicy niewstrzemięźliwości, czując, że grunt pod nogami nie daje już takiej pewności siebie, mobilizują resztki sił i jednoczą się wokół zdumiewającej troski o instytucję małżeństwa.

Dobry to znak. Zaczynamy zmierzać w tym samym kierunku.

Ruszajmy zatem śmiało i postarajmy się wspólnie rozwiewać niepewności i odpowiadać na pytania, które w trakcie tej wyprawy w poszukiwaniu recepty na miłość na drodze nam się pojawią.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


Źródło problemu czy jego skutek?

Już na pierwszym etapie naszej wędrówki spotykamy dr Jamesa C. Dobsona. Zacna to osobowość, a w sprawach rodziny i seksualności śmiało nazwać go możemy ekspertem.

Posłuchajmy zatem uważnie, co takiego ma on nam do powiedzenia.

„Problemy w łóżku są zwykle następstwem konfliktów,
które zdarzają się poza łóżkiem.” (James C. Dobson)

A no właśnie! Ileż to razy szukamy winnego tam, gdzie go nie ma! I jakże często zrzucamy na innych odpowiedzialność za własne czyny! Dostrzegamy skutki, a nie chcemy odkryć przyczyn.

Łatwiej powiedzieć, że jest źle, bo żona jest oziębła seksualnie, niż przyznać się do tego, że w ciągu dnia jest się dla niej przykrym.

Kobieta to nie kuchenka gazowa, którą jedną iskrą rozpalić można, lecz jej ogień wymaga czułego wzniecania już od pierwszych chwil poranka (a wtedy na wieczór wystarczy i iskra).

Łatwiej jest powiedzieć, że mężczyzna jest do niczego, niż wykazać cierpliwość i pohamować wybujałe żądze oraz chęć dogodzenia wyłącznie sobie. Nie jest w mocy mężczyzn wznosić się na wyżyny, gdy im się regularnie podcina skrzydła.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


Słaby seks ujawnia słabość związku

Znawcy tematu powiadają, że seks jest jak papierek lakmusowy ukazujący prawdę o jakości związku między małżonkami.
W łóżku jak w jazzie (albo przynajmniej podobnie) – wszystkie nieprzebaczone urazy, nierozwiązane problemy, wszelkie zachwiania we wzajemnej komunikacji i zrozumieniu wychodzą na jaw. Tu się nic nie ukryje.

To tak, jak ze spojrzeniem w oczy, w których jak na dłoni widać, czy wszystko jest w porządku, czy nie.

Stąd nasuwa mi się bardzo ważny wniosek. W życiu należy przede wszystkim uczyć się rozwiązywać powstające problemy, a nie sprawdzać, czy „papierek działa poprawnie”. Jest to chyba najważniejsza umiejętność, jaką należy posiąść, jeżeli nie zamierza się spędzić życia na bezludnej wyspie.

Nie chodzi o unikanie problemów ani o ich zagłaskiwanie: „Przytulę cię i wszystko będzie już w porządku”, a tym bardziej nie o przekupywanie się wzajemnie: „Masz kwiatka i zapomnijmy o tym, co się wydarzyło”.

Chodzi o twórcze poszukiwanie rozwiązania zadowalającego w miarę możliwości każdą z zainteresowanych stron, jak również dociekanie prawdziwych przyczyn powstania problemowej sytuacji. Tam bowiem, gdzie rodzą się problemy, jest szansa rozwoju.
Matematyk wymyśla sobie trudne zadania, by być lepszy, skoczek wzwyż zakłada sobie ciężary na plecy, by potem skakać wyżej, a przyjaciele mają szansę bardziej się do siebie zbliżyć, jeśli nie obawiają się odkrywać wzajemnych różnic.

Uczmy się zatem słuchać siebie nawzajem. Słuchać tak, byśmy mogli usłyszeć to, co ktoś chciał nam przekazać, a nie to, co było dla nas wygodne i pasowało do naszej wizji zwycięskiego zakończenia sprawy.

Nie wychodźmy w trakcie rozmowy, trzaskając drzwiami, nie dając w ten sposób drugiej stronie szansy obrony i pełnego wyjaśnienia. Nie odkładajmy słuchawki telefonicznej bez wcześniejszego uprzedzenia o tym drugiej strony. Nie budujmy wokół siebie murów milczenia, udając, że nic się nie stało, gdy i tak wszyscy doskonale wiedzą, że stało się bardzo wiele.

Niech o bólu, którego doświadczyliśmy, dowiaduje się w pierwszej kolejności ten, kto jest jego sprawcą. I niech ma szansę zadośćuczynienia i doświadczenia radości, jaka płynie z przebaczenia, a nad gniewem naszym niech nie zachodzi słońce.
Nie oceniajmy też uczuć, które w nas się rodzą, i pozwalajmy sobie wzajemnie mówić, co nam się nie podoba i co chcielibyśmy zmienić. I niech zasadą naszego życia będzie wychodzenie jako pierwsi z wyciągniętą dłonią w poszukiwaniu porozumienia.
Uczmy się też sztuki rozmawiania. Rozmawiania o wszystkim: o swych marzeniach i wyobrażeniach, pragnieniach i obawach, upodobaniach, jak również antypatiach. Niech nie będzie tematu, który nie mógłby być poruszony i przykryty płaszczem zrozumienia.

Mówmy też o seksie, o miłości, o tym, że czekamy i że może bardzo byśmy już pragnęli tego intymnego spotkania z ukochaną osobą. Mówmy tak normalnie, prosto, bez dwuznaczności i podtekstów. Mówmy tak, jak się mówi do dziecka. Umiejętność rozmowy jest bowiem kluczem do rozwiązywania wszelkich problemów. Problemów, które mogą pojawić się w łóżku, jak również tych, które w łóżku się tylko ujawnią.

Czas już powoli opuszczać doktora Dobsona i ruszać dalej. Lata biegną, a droga przed nami jeszcze długa, pełna niejasności oraz obaw o małżeńskie łoże. Ruszajmy więc czym prędzej, by nas konieczność podjęcia decyzji niepewnymi w pół drogi nie zastała.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


Ludzie to nie puzzle

Ledwo co zdążyliśmy się rozstać z naszym pierwszym rozmówcą, a w oddali pojawiła się nowa postać. To profesor Zbigniew Lew-Starowicz.

Przyznam, że z pewnym niepokojem zbliżam się, by wysłuchać jego słów. Zdaje się bowiem, że w tematyce „czekania” stoimy po dwóch różnych stronach barykady. Nie byłoby jednak w porządku, gdybyśmy nie pozwolili mu się wypowiedzieć. Posłuchajmy zatem.

„– budowa i wielkość narządów płciowych jest bardzo zróżnicowana u ludzi i nie ma budowy „optymalnej” lub „niekorzystnej”,
– dzięki odpowiedniej technice pobudzania seksualnego i pozycjom współżycia można osiągnąć optymalne dopasowanie seksualne partnerów mających bardzo różne typy budowy.” (Zbigniew Lew-Starowicz)

No, niezmiernie radosna to wiadomość! Czas najwyższy zakończyć użalanie się nad nieszczęsnym losem swoim, któremu Matka Natura obfitości darów poskąpiła! Czas zrzucić jarzmo kompleksów związanych z wymiarami swego ciała i dostrzec urok tego, co się ma. Naprawdę „większe” nie musi oznaczać – „piękniejsze”.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


Dopasowywanie seksualne to proces rozłożony w czasie

Z tego, co profesor Lew-Starowicz powiedział na temat wielkości narządów płciowych, wnioskuję, że dopasowanie seksualne nie jest zależnością na zasadzie klocków Lego czy puzzli: „Pasujemy! Uff!”. Winno się tu raczej mówić o dopasowywaniu. Dopasowywaniu, czyli zjawisku rozłożonym w czasie.

„Dopasowujemy się”, nie zaś zastajemy się „pasującymi”, „dopasowanymi” od razu.

Owo dopasowywanie się wymaga dobrych chęci, zaangażowania, dzielenia się wzajemnymi upodobaniami, wrażliwości na potrzeby partnera, jak również odrobiny cierpliwości. Seksu się uczy! Konkretnego człowieka „się uczy”. Pierwszy raz nigdy nie będzie takim, jakim może stać się setny, jeżeli dziewięćdziesiąt dziewięć wcześniejszych przebiegało w sposób dobry i fajny.

Jeśli się w to nie wierzy, to wystarczy przypomnieć sobie swój pierwszy taniec z osobą płci przeciwnej. Pamiętasz, jak było? Prawo „nieporadności pierwszego razu” dotyczy w nie mniejszym (jeśli nie w większym) stopniu niż tańca również współżycia seksualnego.

I z pewnością owa nieporadność jest tym większa, im bardziej ma się świadomość bycia obserwowanym, ocenianym czy sprawdzanym.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


To, co wydarzyć się może w łóżku, doskonale widać poza łóżkiem

Po za tym – to dobra wiadomość! – nasza seksualność nie jest czymś oderwanym od naszej osoby, czymś obok niej. Wręcz przeciwnie – jest integralną częścią nas samych i ma wpływ na naszą atrakcyjność i fascynację, którą w oczach innych wzbudzamy.
Ma wpływ na nasze zachowanie, nasze słowa, spojrzenia i gesty, na nasz sposób odnoszenia się do osób płci przeciwnej.

Jaki stąd wniosek?

Wniosek jest prosty.

Wiele z tego, co wydarzyć się może w łóżku, można po prostu przewidzieć!

Czułość, wrażliwość, pomysłowość, poczucie humoru, energiczność – to cechy, które naprawdę widać na co dzień.
Nieprzewidywalny wydaje się jedynie poziom potrzeb seksualnych, pobudliwości czy siły reakcji. Z pewnością jest to nieprzewidywalne po pierwszych pięciu minutach znajomości. Ale w relacji, która ma już pewien staż, i w tym temacie wiadomo już całkiem sporo.

Piękno tajemnicy

A tak na marginesie mówiąc: to chyba dobrze, że się wszystkiego nie da przewidzieć.

To dobrze, że pozostaje we wzajemnym zbliżeniu coś z niespodzianki, coś z tajemnicy, do której się dorasta i na którą się czeka.

Kształt i smak Twojego życia seksualnego zależą od Ciebie

Opuszczając profesora Starowicza, pozwólmy mu na koniec raz jeszcze krótko przemówić.

„Życie seksualne ma tyle wariantów, możliwości, że stwarza realne szanse każdej parze związanej ze sobą miłością.” (Zbigniew Lew-Starowicz)

Pięknie! Szukajmy jej zatem, gdyż ona jedna jest kluczem do szczęścia i fascynujących intymnych spotkań.

Nim jednak staniemy przed jej przeczystym majestatem, usuńmy z serca swego to wszystko, czego nie godzi się w progach jej domu nawet przez chwilę gościć. Pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, gniew, nieumiarkowanie, lenistwo – oto przegląd najważniejszych chwastów, jakie z ogrodów miłości stale należy usuwać.

Czym albo kim tak naprawdę jest ów „Kot”?

Kończąc nasze wędrowanie, chciałbym Ciebie prosić jeszcze o wysłuchanie rady, której udzielić Ci pragnie pewien wysoki, może trochę przychudy, lecz całkiem rozsądnie myślący młodzieniec.

Powinno się być zainteresowanym osobą, z którą się chce trwale związać. To ważne, jaka ona jest, jakie wyznaje wartości, jakie ma w życiu cele, upodobania czy przyzwyczajenia.

To, czy się ktoś podoba, czy pociąga fizycznie, to po prostu się widzi i doskonale odczuwa. Seks jest sposobem wyrażania siebie jako osoby.

Nazwijmy zatem „kota” po imieniu: Nie jest nim „sposób”, ale… „osoba” i do jej poznawania bardzo Cię zachęcam, zanim podejmiesz tę odpowiedzialną decyzją – słabo to trochę brzmi, ale co tam – „kupuję”!

Lecz jeśli nie zamierzasz „kupować”, to nie niszcz „opakowania”. Być może osoba, z którą teraz jesteś, zwiąże się kiedyś na dobre z kimś, kogo Ty dziś nazywasz swoim przyjacielem. Być może… najlepszym przyjacielem. Będzie lepiej, jeśli będą dla siebie pierwszymi i jedynymi.

I jeśli dziś im w tym nie przeszkodzisz, z pewnością będą Ci – oboje! – bardzo wdzięczni.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera