Wiem, że to, co dotychczas pisałem, w różnych momentach mogło nie być łatwe. Mogło sprawić, iż doszedłeś do wniosku, że gdzieś się w życiu swoim pogubiłeś, że zrobiłeś coś, czego dziś żałujesz, że zaszedłeś tam, gdzie z perspektywy chwili obecnej nie chciałbyś się znaleźć. Taka świadomość zawsze boli. Wiem o tym… wiem doskonale. Zresztą, któż z nas tego nie wie?

Praktycznie niemal wszystko, co dotychczas napisałem, miało na celu ukazać wartość zachowania dziewictwa do ślubu. Celem głównym było umocnienie tych osób, które je zachowują w trudach czekania – dodanie im kolejnej motywacji i kolejnego uzasadnienia wartości i słuszności obranej drogi.

Celem drugim i coraz bardziej jestem przekonany, że wcale nie pośrednim – było rzucenie światła krytyki na osoby, które nie czekały, które z dziewictwa przed ślubem zrezygnowały.

Był czas, że tę krytykę uważałem za niekorzystny „skutek uboczny” wychwalania dziewictwa. Dosłownie chwilkę temu, podczas pracy nad tą częścią tekstu , uświadomiłem sobie wagę i konieczność tej krytyki. I to nie tylko po to, aby powstrzymać osoby dziewicze przed podjęciem przedślubnych działań seksualnych (taki cel oraz świadomość jego wagi i skuteczności towarzyszył mi przez wiele lat).

Dziś uświadomiłem sobie szczególnie wyraziście wagę i sens kierowania mocnego światła krytyki na osoby, które „pierwszy raz” mają już za sobą.

Po co?

Przecież wiele z tych osób żałuje tego, co zrobiły, i ostatnią rzeczą, jaką chciałyby słyszeć, jest krytyka ze strony kogoś innego?

Przecież tym osobom potrzebne jest już raczej pocieszenie, wsparcie, słowa otuchy, a nie jeszcze kolejnej krytyki?

Odpowiedź jest bardzo życiowa.



 


Pobież za darmo:



 

Najtrudniejsze chwile być może jeszcze przed Tobą. Jeśli nawet dziś jest Ci ciężko z myślą o tym, co zrobiłeś, to naprawdę najtrudniejsze chwile mogą być jeszcze przed Tobą.

Wagę ciężaru swojej winy zobaczysz na własne oczy tak naprawdę dopiero wtedy, gdy ugną się pod nim kolana… nie, nie – nie Twoje… kolana osoby, z którą się zwiążesz, a która z nadzieją na Ciebie czekała, ufając, że Ty też – gdzieś tam daleko – jesteś jej wierny.

Dobrze mnie zrozum. Mam względem Ciebie naprawdę dobre intencje. To, o czym piszę, wynika z troski również o Ciebie. Chcę Ci podsunąć rozwiązanie problemu, którego jesteś powodem, a którego zasadniczy ciężar będzie dźwigać ktoś inny.

Jeśli nawet emocjonalnie dziś bardzo oczekiwałbyś pocieszenia, to nie czas teraz na nie. Teraz jest czas na obmyślenie dobrej strategii walki.

Choć emocjonalnie oczekujesz pocieszenia i tego, by ktoś powiedział Ci, że „nie jest tak źle”, „że nic takiego się nie stało”, to uważam, że znacznie lepiej się stanie, jeśli uznasz, że „jest bardzo źle” i że „stało się bardzo wiele”.

Tak naprawdę to uznanie „wagi Twojego grzechu” jest pierwszym krokiem w trudnej i być może długiej drodze do zwycięstwa.
Jestem przekonany, że jeśli je osiągniesz, to będzie Ci ono smakowało o wiele bardziej niż łatwe i tanie słowa pocieszenia, jakie mógłbym teraz do Ciebie skierować, a które w ostateczności zamiast pomóc rozwiązać Ci istniejący problem, dałyby Ci tylko poczucie, że on nie istnieje, albo że jest mniejszy, niż naprawdę jest.

I dziwiłbyś się, dlaczego robi Tobie takie wyrzuty, że ma taki żal, że Cię odrzuca, że nie chce Tobie przebaczyć, że nie potrafi tego zrobić, że się od Ciebie oddala, a może i opuszcza ta, która na Ciebie wiernie czekała.

Nie potrzebujesz pocieszenia. Potrzebujesz mocnego wsparcia w trudnej drodze uznania swojej winy i cierpliwego oraz pokornego radzenia sobie z konsekwencjami, jakie być może jeszcze przez wiele lat i w najmniej oczekiwanych sytuacjach będą dochodzić do głosu.

Nie będę Ciebie pocieszał. Nie powiem, że nic się nie stało. Mówiłem to wielokrotnie i powiem raz jeszcze – stało się bardzo wiele. Nie dam Ci taniego pocieszenia. Postaram się natomiast pomóc Ci w wypracowaniu strategii walki z konsekwencjami przeszłości, której powinieneś potwornie żałować. Im mocniej będziesz żałować, tym silniejsza może być Twoja determinacja, by naprawić, zadośćuczynić to, co popsułeś.

Nie chcę Cię pocieszać. Chcę pomóc Ci upaść na kolana… a potem Cię umocnić, abyś niestrudzenie na nich pozostał, walcząc – cierpliwie i pokornie – o jak najpiękniejszą przyszłość.

Na tych kolanach powinieneś pozostać tak długo, jak długo nie będzie potrafiła z nich wstać ta, którą przygniecie Twoja wina. Na trudy tej walki chcę Cię umocnić, pomóc Ci się do niej przygotować i podsunąć sposób, jak możesz to robić.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


Dobrze zrozum moje słowa

Seksualność jest dziedziną tak delikatną, a doznane krzywdy tak bolesne, że wymaga ogromnej precyzji każde stwierdzenie, które o nie się ociera. Wiem, że łatwo o błąd w interpretacji mojego przesłania. I wiem, że taka omyłka może być bardzo bolesna, przykra i krzywdząca.

Rodzi się bowiem pytanie „Kogo nie chciałem pocieszać?”.

Tak zwane osoby „po przejściach” to grono bardzo zróżnicowane. Poczynając od osób w dzieciństwie seksualnie wykorzystywanych czy w wieku młodzieńczym lub dorosłym gwałconych, poprzez niesfornych nastolatków „niewinnie” bawiących się w erotykę, adeptów kursu „Macho” łamiących kolejne kobiece serca, a na pedofilach kończąc.

Bardzo wyraźnie chcę zaznaczyć, że odmowa pocieszenia kierowana była do osób, które owe „przejścia” dobrowolnie wybrały.
To bardzo ważne rozróżnienie. Jeśli się go nie zauważy, popełni się bardzo duży błąd w interpretacji tego tekstu, jak również nie uchwyci się poprawnie przesłania, które w nim zawieram.

Zachęta do uznania swojej winy oraz przyjęcia postawy uniżenia i skruchy, kierowana do osób, które dobrowolnie podjęły działania seksualne przed ślubem, nie ma nic wspólnego z poniżaniem tych osób, odbieraniem im prawa do przebaczenia czy niewiarą w Boże miłosierdzie.

Wręcz przeciwnie. Jest to moim zdaniem najprostsza, najszybsza i najskuteczniejsza droga do tego, aby owego szacunku, przebaczenia i miłosierdzia właśnie doświadczyć.

Jest to też postawa „sprawiedliwa” względem osób, z którymi się zwiążą, zwłaszcza tych, które takich przejść nie miały.
Nie chodzi o to, że te, które czekały, są lepsze, a te, które nie czekały, są gorsze. Chodzi o to, że takie dobrowolne „przejścia” osoby, która nie czekała, są po prostu „strzałem w serce” dla osoby, która na nią wiernie czekała.

Główny ciężar tego balastu przeszłości spadnie na ramiona właśnie tej drugiej osoby.

Poczuje się ona podwójnie skrzywdzona, bo po pierwsze – będzie odczuwała swoistą zdradę, po drugie – będzie czuła, że dźwiga ciężar osoby, która ją zdradziła. Tej ostatniej bowiem, w chwili powiedzenia o doświadczeniach z przeszłości, wyrzucenia z siebie tego, po prostu ulży. Tę jednak, która to usłyszy – powali na kolana.

Wiem, że nie jest to regułą. Wiem, że nie we wszystkich przypadkach tak to jest przeżywane. Wiem jednak, że wiele osób, które czekały, bardzo cierpi z powodu doświadczeń seksualnych z przeszłości osoby, z którą się związały. I czują się bardzo w tym cierpieniu i odczuwanym żalu niezrozumiane.

Powtórzę raz jeszcze. Pozamałżeńskie (w tym przedmałżeńskie) doświadczenia seksualne dobrowolnie wybrane są krzywdą względem (przyszłego) małżonka. A skorą są krzywdą względem niego, to są też winą tego, kto w ten sposób skrzywdził.

Ten, kto skrzywdził, powinien przede wszystkim dźwigać ciężar konsekwencji swoich wyborów. Istota krzywdy jednak jest taka, że te konsekwencje dźwiga przede wszystkim osoba skrzywdzona.

Dlatego tak ważna jest postawa uznania winy, skruchy i uniżenia ze strony tego, kto skrzywdził. I do niej – zamiast dawania taniego pocieszenia – zachęcam.

Teraz nadszedł czas na strategię odbudowy tego, co się dobrowolnie zniszczyło.

– Sylwester Laskowski



 


Pobież za darmo: