Najskuteczniejszą metodą, jak się zdaje, byłoby wykazanie, że póki co wstrzemięźliwość im się po prostu opłaca. Wiąże się z tym jednak kilka kłopotów.

Po pierwsze owoce wstrzemięźliwości pojawiają się dopiero po pewnym czasie, zaś koszt jej podjęcia trzeba ponosić od razu. Co więcej para, która zaprzestaje współżycia może się mieć przez pewien czas gorzej, niżby to było w przypadku jego kontynuowania (będzie tak w szczególności wówczas, gdy nie ma obopólnej zgody na podjęcie takiej decyzji). I wreszcie owoce czystości bywają trudne do wyobrażenia, a jeśli nawet nie one same, to z pewnością ich smak.



 


Pobież za darmo:



 

Dlatego pierwszym elementem strategii przekonywania jest zaszczepienie w młodych dalekosiężnej perspektywy oceny podejmowanych decyzji.

Istotną rzeczą jest również pomoc w znalezieniu poprawnej moralnie i atrakcyjnej alternatywy dla przedmałżeńskiego współżycia. Pomoc w odnalezieniu pełni tych wartości, które przedmałżeńska wstrzemięźliwość zabezpiecza, tak by nie jawiła się ona jedynie jako zakaz, jako utrata atrakcyjnych i dobrze zrozumiałych wartości, ale jako metoda samowychowania, uzdalniania do wyrażania i przeżywania wartości niepomiernie większych i – dla dojrzałego człowieka – bardziej atrakcyjnych. Wówczas wstrzemięźliwość nie jawi się jako wielkie „nie” dla wszystkiego, co związane z płcią, ale jako wielkie „tak”, z którego dopiero wynikają pewne mniejsze „nie” (w tym też „nie” wobec przedmałżeńskiego współżycia).

I wreszcie rzecz najważniejsza to obrona samej instytucji małżeństwa. O wartości czekania do ślubu można mówić jedynie o tyle, o ile na poważnie rozważa się jego zawarcie. W przeciwnym razie nie będzie na co czekać.


Zapraszam do subskrypcji Newslettera


– Sylwester Laskowski