Tym razem Pan Jezus nie idzie wyłącznie w towarzystwie swych uczniów (uczeń to ktoś więcej niż jedynie słuchacz). Tym razem towarzyszy mu również tłum (być może jedynie pewna jego część stanowiła słuchaczy Pana). Idą do Nain. „Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego”. Umarłemu towarzyszyła jego matka. Była już wdową, a on był jej jedynym synem. I jej towarzyszył spory tłum.

Wiemy już co było dalej. Pan Jezus użalił się nad nią (czyżby nad umarłymi nie trzeba było się już żalić?) i dotknąwszy mar słowami „Młodzieńcze, Tobie mówię wstań” wskrzesił jej syna na nowo do życia. Potem oddał go jego matce.

To bardzo wymowne spotkanie: spotkanie „dwóch tłumów” w bramie miasta Nain. Pierwszy idzie za Dawcą Życia, za samym Życiem – jak to Jezus w innym miejscu o sobie powie, drugi idzie za umarłym. Życie mija się ze śmiercią, Syn z synem (Matka z matką?). To co wchodzi do miasta, jawi się jako większe, mocniejsze od tego, co z miasta wychodzi (ewangelista Łukasz pisze nawet, że Jezusowi towarzyszył „tłum wielki”, podczas gdy wdowie jedynie „spory”). Potem jednak wszystkich ogarnął strach, jakby na przekór temu, by idący za Jezusem chcieliby się mieć za mocniejszych.

Sylwester Laskowski
10.06.2007